Zamówiliśmy sobie w kilka osób lot liniami EasyJet, takie parodniowe wakacje w listopadzie. Było niesamowicie tanio, dwadzieścia pięć euro w jedną stronę - nic, tylko brać. Zarezerwowaliśmy loty prawie dwa miesiące przed terminem.
Zaraz potem okazuje się, że lot powrotny jest odwołany, ale że pieniądze już zapłacone - trzeba przełożyć. Na stronie WWW pokazuje się opcja "przełożenia" na ten sam dzień, z której korzystam. Dwa tygodnie później w mojej skrzynce pojawia się papierowy list z informacją, że lot jest odwołany i muszę koniecznie go przełożyć - jednak na stronie opcja już znikła. Pozostaje mi kontakt telefoniczny - pierwszy raz w życiu używam Skype, doładowałem za 4 zł, bo powinno przecież starczyć na 50 minut rozmowy z Londynem.
Okazuje się, że linia "obsługi klienta" to brytyjskie 0-700, kasujące ponad złotówkę za minutę. "Obsługa" polega na tym, że trzeba mozolnie przebijać się przez automat który w końcu każe wykonać wszystkie czynności samemu na stronie WWW. Co oczywiście jest niemożliwe.
Po jakimś czasie udaje mi się znaleźć numer do normalnej obsługi klienta - płatnej funta za minutę. Normalna obsługa klienta kieruje znów do automatu.
Ostatecznie ustało się ustalić sposób: Należy zadzwonić na automat (+44 0871 244 23 66), odczekać dwie i pół minuty (oczywiście płatne, jak na 0-700 przystało) ignorując pytania i ogólnie nie wydając żadnych dźwięków, aż automat przeprosi nas za niewygodę i połączy z kompetentnym konsultantem.
Który poinformuje nas, że sprawa odwołania lotów która zajęła tyle czasu i zjadła tyle pieniędzy, to tylko błąd systemu.