Od czasu wprowadzenia ścieżek rowerowych ja, jako rowerzysta, mam gorzej.
Na rowerze jeżdżę jakieś 25 lat, od dziecka byłem uświadomiony że chodnik to głównie miejsce dla pieszych, więc szarżowanie 30 km/h slalomem bądź używanie dzwonka niekoniecznie jest tam mile widziane. Jezdnia, z kolei, była miejscem dla samochodów, gdzie można było rozwinąć stosowną prędkość jadąc poboczem.
Schemat jazdy był więc prosty: tam, gdzie to możliwe - jezdnią, natomiast tam gdzie natężenie ruchu było zbyt wielkie - ostrożnie chodnikiem. Można było w ten sposób szybko przedostawać się przez większość skrzyżowań ze światłami: lawirując między jezdnią a chodnikiem, nie ma nic prostszego od wykonania prawoskrętu kiedy samochody mają czerwone światło. Można było w ten sposób dojechać wszędzie - rowery na chodniku były zjawiskiem normalnym, więc nie trzeba było się martwić o mandat. Oczywiście z pozycji pieszego denerwowali rowerzyści pędzący po chodniku, ale był to raczej rzadki widok.
Jako kierowca samochodu mam mieszany stosunek do autostrad: są oczywiście wygodne i niezastąpione przy dalekich trasach, jednak niemożliwość zjechania czasem przez kilkadziesiąt kilometrów bywa irytująca - często trzeba mocno nadrabiać drogi, nie wspominając już o postoju na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Dokładnie czymś takim są dla mnie ścieżki rowerowe: najczęściej wyszarpnięte z chodnika, więc o zjeździe z takiej ścieżki nie ma mowy - piesi nie mieliby gdzie przejść; traci się całą zwinność jazdy na rowerze którą opisywałem wcześniej. Jedziesz prosto, zsiadasz z roweru w miejscach wyznaczonych, klniesz na pieszych którym został jeden wąski pasek chodnika bądź którym zamieniono go w slalom.
I do tego te parady, masy krytyczne i tak dalej. Walczenie o "prawa rowerzystów" kończy się z jednej strony coraz większym normowaniem ruchu na dwóch kółkach, z drugiej - rosnącym wśród społeczeństwa przekonaniem że rowerzyści to dziwacy (dla mnie oba skutki są negatywne). Domyślam się że podobnie jak ja muszą czuć się zwykli, nie wadzący nikomu homoseksualiści oglądając parady gejowskie.
Nie wyobrażałem sobie, że dożyję czasów w których zjechanie na chodnik lub jezdnię jest wykroczeniem, a za powrót z ogniska w lesie na którym wypiło się dwa piwa można iść do więzienia. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że oba te zjawiska są bezpośrednim następstwem parad wszechrowerzystów i zwracania na siebie uwagi.
Mam wrażenie że wszechrowerzyści to głównie ludzie którzy sporadycznie jeżdżą na weekendową przejażdżkę na inną dzielnicę, ewentualnie dwa razy w czasie lata popedałują do pracy. Szkoda, że przekrzyczeli cichą większość zwykłych użytkowników rowerów takich jak ja, czy dziadek jeżdżący codziennie na działkę rozklekotanym Wigry III.