Strona domowa GDR!a Tor Hidden Service

V 3.8



Kierownicy

(10. 12. 2006)

Od czasu kiedy studiuję informatykę, moja wizja ludzi którzy tworzą oprogramowanie zmieniła się diametralnie. Wcześniej zawsze obracałem się w środowisku pasjonatów, którzy lubili to co robią, i gdzieś tam widziałem gigantów typu Microsoft, którzy - z braku dobrych pracowników - zaczynają zatrudniać ludzi po studiach informatycznych. Teraz okazuje się, że takich firm jest znacznie więcej. I że większość kolegów ze studiów ma ogromne ambicje. X jeszcze rok temu miał problemy z opanowaniem C, ale już unosi dumnie głowę - pracuje jako programista, i nie musi zadawać się z nami - plebsem. Ale X jest jeszcze niczym przy Y. Według informatorów Y, praca kodera nudzi się szybko (informatorzy dobrzy, potwierdzam) - więc Y chce od razu zaczynać od poziomu projektowania systemów. X ani Y nie są pojedynczymi przypdakami, pod obie z tych literek można podłączyć po kilka osób.

Y. No właśnie, na pierwszy rzut oka - wydaje się absurdalne, że ktoś kto ma nierzadko problemy z programami na zaliczenie pisanymi w Matlabie, chce zajmować się inżynierią oprogramowania. Bo i niby skąd ma wiedzieć co projektować? Ale, po przemyśleniu zastanawiam się czy jest to jednak możliwe. Bo być może da się nabrać wprawy w tej dziedzinie na podstawie wiedzy teoretycznej ze studiów i dwóch-trzech niewłaściwie zaprojektowanych systemów. Nadal jednak ciężko jest mi wyobrazić sobie skok od przedmiotu "programowanie obiektowe" i dziedziczenia jabłka po owocu oraz kwadratu po prostokącie do poważnego projektowania.

W informatyce (i nauce w ogóle) jest coraz węższa specjalizacja, więc może jest to jakaś droga. Może szkolenie ludzi wąsko wyspecjalizowanych, bez szerszego pojęcia tematu, jest jakimś sposobem. Zobaczymy za kilka lat.

(komentarzy: 5, ostatni: 18. 08. 2012 - 15:08:05 - tCybtgttkV) Skomentuj
Wyswietlen: 2778, komentarzy: 5 Feed z komentarzami


Imię: Nimrod (11. 12. 2006 - 17:17:11)

Treść:
Co pójde na prezentacje jakiejs firmy dowiaduje sie, że w sumie to na uczelni sie nic nie naucze, wiec i tak pierwsze trzy (minimum) miesiace w wyzej wspomnianych firmach to doksztalcanie sie by moc normalnie w firmie funkcjonowac i wiedziec co jest piec. Na tych samych spotkaniach dowiadujemy sie ze to np RTS w roku 2007 chce zatrudnic okolo 50 informatykow, w BLStrem tez chetnie przyjma nowych. Mimo ze na roku jest okolo 100 osob i mimo ze sa jeszcze lata 4 i 5, to i tak biorac pod uwage spory (a moze tylko mi sie tak wydaje) odsetek osob ktore na slowa programowanie, c++, wskaznik reaguja alergicznie, jezeli nie wymiotnie , to mysle ze firmy te i inne moga miec spore problemy z zapelnieniem tych etatow. Nie orientuje sie w szczecinskim rynku informatycznym tak zeby sie tym chwalic ale wydaje mi sie ze firmy ktore wymienilem sa dosc spore. Nie wiem jaki jest proces rekrutacyjny do BLStrem'a ale do RTS'a jezeli ktos nie ma sie czym pochwalic to dostanie jakies zadanko, watki semafory w windowsie zazwyczaj. Troche bardziej rozgarnieta osoba sobie poradzi. Wiec w sumie nie widze nic dziwnego (ani nadzwyczajnego) w tym ze X jest juz programista - a ze twierdzi ze reszta to plebs to juz tylko o nim swiadczy. Co do Y sytuacja mimo wiarygodnosci informatorow wydaje mi sie dosc naciagana. Zalezy jeszcze co to znaczy ze Y chce. Bo chciec wiele rzeczy mozna.
Jeszcze co do specjalizacji. Jest to z pewnoscia jakas droga, z drugiej strony wydaje mi sie ze tacy ludzie moga miec trudnosci z awansem.



Imię: GDR! (12. 12. 2006 - 00:36:59)

Treść:
Brakuje programistów, więc brakuje tym bardziej projektantów systemów, którzy - przynajmniej według tego, do czego byłem przyzwyczajony - są doświadczonymi programistami którym się znudziło, czy też którzy rozwinęli się do tego stopnia.

Zatem może uda się wykształcić projektanta systemów bez solidnej podbudowy programistycznej? Coś jak człowiek po marketingu zarządzający firmą ślusarską, chociaż koło narzędzi nigdy nie stał.

PS. Y to rzeczywisty przykład. Mało tego, duża litera może tu oznaczać niepusty zbiór - i oznacza ;)



Imię: mafjozoo (12. 12. 2006 - 14:43:12)

Treść:
O ile X'y jeszcze powinny dać radę po studiach (w końcu pracując gdziekolwiek nabija się XP) to igreków jak dla mnie spotka nielada zawód po skończonych studiach. Permamentne wymigiwanie się od programowania i zostawiania swojej osoby do celów wyższych na na pewno mocno oddali ich od prowadzenia jakiegokolwiek projektu. Według mnie to wina bardzo nikłej świadomości jak będzie takich osób praca wyglądać.

"Zjeżdżam sobie furą pod siedzibę firmy. Popytam swoich murzyno-koderów jak idzie praca a potem wracam do słodkiego lenistwa do końca dnia cyberslackując w swoim biurze zgarniając tym samym 300zl dniówki.

Moja pierwsza praca po informatyce w zarządzaniu"

Przykład oczywiście troche przerysowany.


Co do postawy firm..
Same pójście na studia informatyczne, nie ważne nawet czy to jest US, PS , UW czy PW mimo posiadania z góry na dół 5.0 w indeksie zupełnie nic nie gwarantuje. Jak się już zdążyliśmy przekonać program jest mocno teoretyczny i jedynie pokazuje nam kierunki w jakich możemy się rozwijać. Jeśli ktoś w żaden nie pójdzie, coż jego strata i nie dziwota że firmy nie chcą takich ludzi w swoich szeregach. Inna sprawa że kokosów się w w/wym firmach nie zbije...



Imię: ill (14. 12. 2006 - 21:52:09)

Treść:
X i Y są po prostu na tyle bezczelni, ze najprawdopodobniejzajebiscie sie ustawia w przyszłosci mimo średniawego poziomu umiejętnosci. nie bój nic.

:F



Imię: tCybtgttkV (18. 08. 2012 - 15:08:04)

Treść:
ŁukasiewiczMf3j stosunek do książek uległ w ciągu mgeojo życia (a mam już niestety 65 lat)radykalnej zmianie.W latach mojej młodości otrzymywałem od ojca jakieś tam kieszonkowe, ktf3re skrzętnie wydawałem w miejskiej księgarni. Sama idea uwalniania książek nie jest mi obca i robię to od wielu lat, zostawiając je w pociągach, czy też innych miejscach publicznych. To cenna inicjatywa i należy do niej zachęcać. Są jednakże książki pomniki z ktf3rymi człowiek nie może się rozstać. Dla mnie takim pomnikiem jest Martin Eden Jacka Londona, ktf3ry od kilkudziesięciu lat stoi na honorowym, miejscu mojej biblioteki. Czytałem go już dziesiątki razy, i ciągle znajduję, (w miarę tego, jak zdobywam wiedzę o życiu, coraz nowe wątki, ktf3rych nie dostrzegłem poprzednio. To fascynujące uczucie.Drugą taką książką jest Mały Książę Ta bajka dla dzieci i dorosłych jest dla mnie przez lata obiektem przemyśleń i dociekań Tak więc reasumując,mimo, iż jestek wielkim zwolennikiem uwalniania książek , jak bardzo ładnie to napisałaś, są tytuły ktf3rych się nie pozbędę.Sam napisałem w życiu kilka książek i wyobraź sobie, że w mojej biblotece nie mam ani jednego egzemplarza. Wszystkie poszły w narf3d i obecnie nagabującym mnie czytelnikom mogę udostępniać je tylko w formie elektronicznej, co zresztą czynię.Masz jednak rację.Mimo informatycznego potopu nic nie zastąpi bezpośredniego spotkania z zadrukowanym papierem.Zawsze pozostanie ta magia spotkania się ze słowem.Każdy człowiek, nawet głupiec, nosi w sobie jakąś prawdę, ktf3rej warto wysłuchać. Trzeba tylko umieć tego człowieka otworzyć. Jeśli jednak umiał otworzyć się sam, to tym bardziej z jego wiedzy i przeżyć powinniśmy korzystać. Całym sercem popieram tą akcję. Chociaż ani Martina Edena , ani Małego Księcia nigdy nie zostawię na ławce w parku

Sblam! Antyspam
URL encoded in QR Code Statystyki:

Email
Comments